wtorek, 25 maja 2021

Własne warzywa

W weekend spotkaliśmy się ze znajomymi przy grillu. Rozmawialiśmy między innymi o warzywach i owocach. Okazuje się, że "dobre, bo polskie" to tylko życzeniowe hasło. Tak naprawdę wcale nie takie dobre. Nawet powiedziałabym, że bardzo kiepskiej jakości. Nasi rodzimi rolnicy pakują w uprawy wszelkie chemikalia, które im wpadną w ręce, przez co dostajemy produkty po prostu niedobre. Nie jest to moja opinia jako osoby nie specjalizującej się w temacie, ale opinia osób mieszkających na wsi i zaopatrujących się w produkty stamtąd pochodzące. I opinia osób, które lubią przemierzać okoliczne wioski na rowerach, wynikająca z obserwacji i rozmów z rolnikami. A tak jest ponoć w całej Polsce. 

Wnioski z naszych rozmów były trzy - te dotyczące kwestii: co zrobić jeśli chcesz jeść zdrowo? Sposób pierwszy: kupujesz produkty z krajów, które stosują mało chemii w rolnictwie, zatem nie polskie. Sposób drugi: kupujesz produkty oznaczone marką bio - co prawda trudno w niej o idealną "czystość", bo nie wszystkie "bio" mają weryfikowalne standardy, ale zawsze jest to zdrowsze. Trzeci sposób: sadzisz na ogródku, albo w balkonie tyle jadalnych rzeczy ile się da. Nie jest to zresztą taka nowość. We Włoszech, w wielu miejscach w doniczkach rosną pomidory i kabaczki, a nie kwiaty. Może warto i u nas zastosować ten sposób, żeby choć trochę rzeczy zjeść w 100 procentach bez chemii? 

W tym roku będę testować sposób drugi i trzeci. W ramach sposobu trzeciego kupiłam ziarna kukurydzy i kabaczków oraz sadzonki pomidorów i ogórków. Mam nadzieję, że pogoda się ustabilizuje i pozwoli mi cieszyć się zbiorami. I że ślimaki nie zjedzą mi moich plonów...